wtorek, 26 lipca 2011

Pomyśl zanim coś powiesz

Dzisiejszy post nie będzie poświęcony zagadnieniu teologicznemu, lecz bardziej moralnemu.


Jako chrześcijanie powinniśmy pomagać Bogu w realizacji bożego zamysłu wobec świata. Jednak cel Boga nie jest skomplikowany ani trudny do zrozumienia - On chce naszego szczęścia. Jednak szczęście człowieka  nie zależy tylko i wyłącznie od niego samego, lecz także, a właściwie przede wszystkim, od bliźnich.

Ostatnio bardzo mocno da się odczuć potęgę słowa - wypowiedzi polityków, pierwsze strony gazet. Jednak nie dotyczy to wyłącznie spraw politycznych, urzędowych. Moc słowa możemy odczuć też w naszym życiu. 

Z pewnością nie raz ktoś was zranił słowem,a potem za to przepraszał. Ostatnio zauważyłem nasilenie takich przypadków. Ludzie starają się wybić przed szereg, zdobyć reputację, i dążąc do tych celów często robią rzeczy nieprzemyślane. Dążąc do tych celów rzadko używa się siły fizycznej, lecz głównie słowa pisanego czy mówionego. 

Jednak mówiąc nieprzemyślane, niesprawdzone czy niepewne rzeczy możemy bardzo często kogoś zranić. Ostatnio sam zraniłem osobę moim nieprzemyślanym słowem. Jednak takich przypadków jest o wiele więcej. Plotki, niepotwierdzone newsy - to wszystko może zranić inne osoby,  a nawet nie być prawdą. To wszystko może powodować smutek innych. 

Jako chrześcijanie powinniśmy uważać i baczyć na konsekwencje swoich czynów, a w szczególności słów. Musimy modlić się o łaskę wyczuwania negatywnych konsekwencji naszych słów.

w związku z tym
MÓDLMY SIĘ

Niestety, znowu muszę się rozstać z wami na dwa tygodnie, jednak wciąż mam nadzieję, że będę mógł z wami pisać  za pośrednictwem telefonu. Nie wiem jednak, czy będę miał dostęp  do Internetu (wi-fi)

2 komentarze:

  1. Musimy zadać sobie pytanie jaką drogą idziemy i czy ta,którą idę jest prowadzącą do Boga. Wszelka złość,obmowa...są uczynkami rodzącymi się z ciała.Przeciwieństwem są uczynki rodzące się z ducha...miłość,dobroć,łagodność...i o tym jest mowa w 5 rozdziale Listu do Galatów. Cierpienie jest wpisane w naszą rzeczywistość, jest krzyżem,który możemy przyjąć,bądź odrzucić.
    Jezus cierpiał za nas i umarł na drzewie Krzyża z miłości.Taką miłosierną miłością mam patrzeć na drugiego człowieka.I może nie jest to łatwe
    ale możliwe.Bóg pragnie nam pomóc skłaniając do przypatrzenia się sobie.Jak wiele belek w naszym oku,jak jesteśmy zranieni i ten ból krwawiącej rany nosimy w sobie i nie oddając go Jezusowi jesteśmy przygnębieni.Ile w nas jest złości,braku cierpliwości... ponieważ grzech nas zniewala,zniewalają uczucia i myśli.Tak wiele sfer naszego życia nie oddajemy Jezusowi. Po co to przypatrywanie się sobie?
    Otóż,aby pomóc innym musimy najpierw pomóc sobie,prosząc Boga o pomoc.Musimy uczyć się nazywać grzech po imieniu,a nie usprawiedliwiać swoje postępowanie.Jakoś tak jest,że dla siebie jesteśmy bardziej tolerancyjni.Módlmy się modlitwą wstawienniczą -a jest nią Koronka do Bożego Miłosierdzia -za te wszystkie osoby z którymi tak po ludzku trudno wytrzymać,za te które pogubiły się.Pomóżmy im odnaleźć drogę.
    Bóg wobec każdego z nas ma plan,pragnie byśmy byli narzędziami w Jego ręku i do tej posługi pragnie nas przygotować.Wszystkie trudne sytuacje są po to,byśmy zobaczyli własne słabości,a przede wszystkim służą naszemu oczyszczeniu.

    OdpowiedzUsuń
  2. aniolek pisze...

    Mam czasami takie sytuacje gdzie potrzebuję być sama,przeżywam trudne doświadczenie i tylko napełniając się ciszą w Bogu mogę Mu powiedzieć co czuje serce.Ta wyjątkowa cisza w Nim mnie uspakaja,jest nadzieją i zapewnieniem,że
    nie jestem sama.Naucz mnie Panie Boże bym jak najczęściej zostawiała ten hałas i spotykała się z Tobą na odosobnionym miejscu.Bym umiała rozróżniać te sytuacje kiedy nie jestem komuś potrzebna,kiedy mnie oszukuje się.Nie myślałam takimi kategoriami ale teraz jakby jaśniej
    widzę,że to może być kuszenie oddzielające mnie od Boga,a zły posłuży się konkretną osobą. Im bardziej znajduję czas na osobiste spotkanie z Bogiem doświadczam wewnętrznej ciszy, pokoju serca,to jest lekarstwo dla ducha,które mi
    bardzo zasmakowało.Oczywiście przychodzą różne kuszenia,walka ze słabościami,lenistwem...
    Myślę,że im więcej ciszy tym bardziej uczę się
    słuchać Boga i poddaję się Jego prowadzeniu.
    Pan Jezus ulitował się nad ludźmi,którzy szli za Nim.Ja też z miłością powinnam służyć tym,
    których Pan Bóg stawia na mojej drodze, oddając
    im swój czas,który i tak do mnie nie należy.
    Zrozumiałam też jedno,że doświadczając spotkania z Bogiem,w Jego słowie powinnam dzielić się swoimi przemyśleniami,bardziej powiedziałabym natchnieniami.To ma być moje świadectwo działania we mnie słowa.
    O ile do mnie Bóg przyprowadza ludzi,o tyle też
    ja powinnam zwracać się o pomoc kiedy jest mi źle.I tu pojawia się czasami pycha,bo trudno jest o taką pomoc poprosić,czasami mnie to wiele kosztuje.Myślę,że łatwiej prosić o jakąś pomoc,a znacznie trudniej o modlitwę.Modlitwę,
    która pomoże przyjąć doświadczenie, będzie uwielbieniem ,będzie lekcją uczenia w jaki jaki sposób zgadzać się z Bożą wolą.
    Ufam Bogu,że przez moją służbę nakarmi osoby,
    które bardziej potrzebują Jego słowa,pokarmu dla ducha,wierzę,że zasiane ziarno w stosownym czasie wyda plon.Otwieram przed nim nie tylko ręce,ale serce i życie, by to czym żyję i kim jestem było napełnione duchowym pokarmem dającym nie tylko mi życie,ale i innych do życia przyprowadzi.

    28 lipca 2011 13:28

    To takie moje rozważania dotyczące niedzielnej Ewangelii,przemyślenia serca.które może pomogą
    czytającym je.Pisząc je na jednym z blogów Księdza Leszka miałam wewnętrzną potrzebę wklejenia ich na stronę Wierzącego.

    OdpowiedzUsuń